Forum www.tvdthevampirediaries.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Nieosiągalni ( O ) : D

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.tvdthevampirediaries.fora.pl Strona Główna -> Dla pisarzy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czaarna.
Vampire Hunter



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: osw

PostWysłany: Wto 13:53, 01 Maj 2012    Temat postu: Nieosiągalni ( O ) : D

Jest to moje opowiadanie a właściwie książka, którą piszę od jakiegoś czasu. Będę tu zamieszczać rozdziały mojej małej twórczości.

Susanna Russel prowadzi zwyczajne i niezbyt ciekawe życie. Jest zauroczona największym przystojniakiem w szkole, średnio się uczy i jest bardzo ładna, choć tego nie zauważa. Mieszka sama z matką i jak prawie każdy w jej wieku nienawidzi chemii. Jej największym marzeniem jest znaleźć przyjaciół, którzy będą "normalni". Parę dni przed jej 17 urodzinami marzenie się spełnia, choć... nie do końca. Poznaje ona bowiem rudowłosą Katherine, która jak się później okazuje jest Demonem Nocy. Sama Susan odkrywa również, że jest ostatnim na świecie Aniołem Lasu i jej zadaniem jest zbawić świat od wszelkiego zła. Nic prostszego! Żeby było ciekawiej w noc przed urodzinami napotyka ona w swojej kuchni włamywacza, który okazuje się być bardzo przystojnym szatynem z morskimi oczami. Tajemniczy nieproszony gość jest posłańcem ze szkoły, która z chęcią przyjmie ostatnią Elfkę na Ziemi. Od przemiany nękają ją jednak dziwne sny i wizje, których ani trochę nie rozumie.
Na dodatek Susan grozi wielkie niebezpieczeństwo, bo przecież każdy chciałby mieć moc Anioła Lasu.
Czy Susan poradzi sobie z nowymi mocami? Czy uratuje świat przed tajemniczą panią S. ? Czy będzie w stanie pogodzić miłość ze zdrowym rozsądkiem? I jak poradzi sobie ze śmiercią, którą będzie napotykała coraz częściej... Czy młoda Susan rozwiąże tajemnicę swoich snów?
Lepiej więc uważać na to o czym się marzy, bo marzenia zawsze się spełniają....



Prolog
Las Elfów, rok 1425 n.e.
Dziewczyna osunęła się na kolana a z jej oczu popłynęły łzy. Spojrzała jeszcze raz w przepaść i krzyknęła z bezsilności. Wtem on podszedł do niej i złapał ją za ręce jednak ona zaczęła się wyrywać.
- Mieliśmy ją chronić! – krzyknęła dziewczyna. – Mieliśmy przytrzymać ją przy życiu jak najdłużej!
- Nie miała szans, Jacqueline – powiedział i jeszcze raz spróbował ją przytulić. – Nawet gdybyśmy zdążyli, ona i tak by skoczyła.
- Mogliśmy jej pomóc – powiedziała już jakby spokojniej.
- Nie, nie mogliśmy – złapał ją za barki i podniósł. Był od niej wyższy i mocniejszy. Patrzyła w te jego piękne, błękitne oczy i próbowała wyczytać z nich jakiekolwiek emocje. Nie widziała jednak nic, jakby był obojętny na śmierć ich podopiecznej. – Tak było w przepowiedni.
- A co jeśli przepowiednia się myli? – spytała – Co jeśli ona już nie wróci?
- Będziemy czekać… - odpowiedział i odwrócił wzrok.
- Nie chowaj łez – powiedziała i odwróciła dłonią jego głowę tak by spojrzeć mu w oczy. – Bowiem łzy nie są oznaką słabości. Bo tylko najlepsi z najlepszych nie wstydzą się łez.
Uśmiechnął się do niej i wziął jej twarz w swoje dłonie. Odwzajemniła uśmiech i przytuliła się do niego. – Ona tak zawsze mówiła, prawda?
- Tak – powiedział a łzy popłynęły mu po policzkach i uderzyły w ziemię.
- Kochałeś ją? – spytała a jej rude włosy rozwiał wiatr. Spojrzała mu w oczy pełne łez.
- Bardzo – odpowiedział i puścił ją. Podszedł do przepaści i wyciągnął z kieszeni piękny naszyjnik z niebieskim kamieniem oplecionym srebrną lilią. Patrzył na niego przez chwilę jakby chciał ujrzeć w nim jeszcze raz twarz tej, której już nie ma. Podszedł do dziewczyny stojącej za nim i podał jej naszyjnik. – Należał do niej. Jak już wróci, przekażesz jej go?
- Oczywiście – odpowiedziała i schowała medalion do torby, którą miała przewieszoną przez ramię. Jednak chwilę później podniosła głowę i spojrzała na niego przerażonym wzrokiem. – Co dalej?
- Hm ?
- Z nami? Z naszym życiem? Jej już nie ma. Nie wiemy kiedy wróci. Jak ją znajdziemy? Co teraz zrobimy?
- Będziemy żyć dalej… Wykonaliśmy zadanie, teraz odejdziemy w cień. Nasze ścieżki się rozchodzą- odpowiedział i odwrócił się.
Zrobił dwa kroki gdy złapała go za nadgarstek i obróciła.
- Nie! – krzyknęła. – Nie możesz tak po prostu mnie zostawić!
- Dobrze – powiedział i spojrzał jej prosto w oczy. – Pod warunkiem, że odpowiesz mi na jedno pytanie.
- Michaił…
- Dlaczego im nie pomogłaś?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nat
Założycielka



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 402
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Wto 14:08, 01 Maj 2012    Temat postu:

Masz bardzo ładny styl. Samym wprowadzeniem mnie zaciekawiłaś. Nic nie jest pogmatwane co na plus. Odnalazłam się. To wciąga i to bardzo. Czy mi się wydaje, czy Susanna Russel jest tą, która skoczyła? Coś czuję, że jeśli dobrze pójdzie Ci z tym opowiadaniem, możesz zyskać rangę Writera ^^
Czekam na ciąg dalszy, bo naprawdę mi się podoba, a ponadto jest bez żadnych błędów. Pozdrawiam, nie wiem czy życzyć weny, bo z tego co napisałaś wynika, że masz już większość napisaną, ale i tak weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czaarna.
Vampire Hunter



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: osw

PostWysłany: Wto 14:21, 01 Maj 2012    Temat postu:

ROZDZIAŁ I
Polska, rok 2011.
- Susan…
Cisza.
- Susan!
Cisza.
- Susan! Jeśli zaraz się nie obudzisz to spóźnisz się na autobus! – krzyknęła mama.
- Już wstaję… - odpowiedziałam i uderzyłam głową w poduszkę.
Jednak, gdy ukradkiem zerknęłam na zegarek zobaczyłam, że jest już 6:30 a o 7:05 mam autobus. Szybko zerwałam się na równe nogi. Ubrałam moją pomarańczową tunikę, spodenki ze sztruksu i moje ulubione, białe rajstopy. Szybkie odświeżenie w łazience i mogłam zbiec na dół, a tam … ON!
Jak dobrze wiecie, każda nastolatka ma TEGO JEDYNEGO, w którym jest zakochana po uszy. Jednak żadna z was nigdy nie spodziewałaby się, że spotka się go 10 min po przebudzeniu we własnej kuchni!
- Cze… Cześć - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
Szybkie spojrzenie na mamę i…
- Krzysiek przyszedł zaproponować żebyś z nim pojechała do szkoły. Powiedziałam mu, żeby poczekał na ciebie tutaj – powiedziała z dziwnym uśmiechem mama.
Wszystko by było fajnie gdyby nie to jej przerażające spojrzenie typu „ Uuu. Ptaszki ćwierkają” czy jakoś tak.
Krzysiek był bowiem najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Długie brązowe włosy do ramion i zielone oczy. Smukła sylwetka sportowca i te pełne usta tylko proszące się o popełnienie jakiegoś grzechu. Jak zwykle opalony z tymi seksownymi dołeczkami w policzkach gdy się uśmiechał. A ten uśmiech… Jednak nie to sprawiło, że podobał mi się. Zauroczyłam się bo tak robiły wszystkie dziewczyny w moim wieku. Mój charakter jednak wziął górę, ja po prostu chciałam wszystkim coś udowodnić. Nie miałam przyjaciół… Trudna dziewczyna – trudne życie. Nie zwracałam na to uwagi jednak czasem mi tego brakowało. Późnych rozmów z najlepszą przyjaciółką, spacerów po plaży z przyjacielem, wypadów do ulubionej kawiarni całą paczką. To nie moje życie. Byłam typem samotnika. Nie pogardziłabym jednak od czasu do czasu towarzystwem. Jak byłam mała miałam przyjaciółkę jednak musiałam się przeprowadzić i kontakt się urwał. Dziewczyna podobno mnie już nawet nie pamięta…
Wywróciłam oczami i poszłam po płaszczyk. Na dworze wiał ciepły, wrześniowy wiaterek. Od paru tygodni chodziliśmy już do szkoły… A mam wrażenie jakby minęły już co najmniej 2 miesiące. Zawiózł nas JEGO tata. Podczas jazdy ( 7- 10 minut) zamieniliśmy może z dwa zdania. Gdy już dojechaliśmy uśmiechnęliśmy się do siebie i każdy poszedł w swoją stronę. Pierwsza lekcja – Matematyka. Boże, dlaczego? Pani Marchewka jak zwykle w humorze powitała nas słowami – wyciągamy karteczki… Kartkówka nie poszła mi zbyt dobrze. Odpowiedziałam chyba tylko na dwa pytania z ośmiu. Lekcja była nawet przyjemna. Zadała nam całą stronę z ćwiczeń. Czy ona naprawdę myślała, że ktoś będzie je robił? Jednak tego dnia było inaczej. Pani doszła do wniosku, że oceni naszą wyjątkową pracę na lekcji i podchodziła do każdego. Spojrzałam na swoją kartkę a tam …

Zad. 1 str 34
a) 14% x 1600 zł =14 x 1600 zł = ee. Nie wiem ?
b)
c)
Wydawałoby się, że nic mnie już nie uratuje. I nagle weszła dyrektorka z komunikatem.
- Kochana Młodzieży. Jutro do waszej klasy przyjdzie nowa dziewczyna. Ma na imię Katherine.
- Katherine? Co to za imię? – odezwał się Marcin.
- Nie wiem. Sprawdź w Internecie – zakpiła sobie dyrektorka.
Śmiech.
- Dobrze. Cicho! Spokój. No już! Marcin, do ciebie też mówię. Jak już wspominałam ma na imię Katherine i nie jest z Polski ale mówi naszym ojczystym językiem. Przywitajcie ją ciepło, dobrze?
- Dobrze – odpowiedziała chórem klasa.
Mam tylko jedną prośbę – powiedziała już jakby ciszej – nie zadawajcie jej pytań o rodzinę, rodziców … Tak będzie lepiej.
Dobra, to było dziwne. Niby dlaczego mieliśmy nie pytać? Są w więzieniu, są tajnymi agentami ? Nagle zadzwonił dzwonek. Wprost nie mogłam się go doczekać…
Gdy skończyły się lekcje poszłam do domu. Sama. Naprawdę, nie mogłam się doczekać aż zobaczę Katherine. To będzie piękny rok szkolny …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czaarna.
Vampire Hunter



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: osw

PostWysłany: Wto 14:23, 01 Maj 2012    Temat postu:

Nat napisał:
Masz bardzo ładny styl. Samym wprowadzeniem mnie zaciekawiłaś. Nic nie jest pogmatwane co na plus. Odnalazłam się. To wciąga i to bardzo. Czy mi się wydaje, czy Susanna Russel jest tą, która skoczyła? Coś czuję, że jeśli dobrze pójdzie Ci z tym opowiadaniem, możesz zyskać rangę Writera ^^
Czekam na ciąg dalszy, bo naprawdę mi się podoba, a ponadto jest bez żadnych błędów. Pozdrawiam, nie wiem czy życzyć weny, bo z tego co napisałaś wynika, że masz już większość napisaną, ale i tak weny


Dzięki za te miłe słowa :* Wena się przyda bo już piszę II część... i szczęście też by się przydało bo szukam wydawnictwa
W każdym razie mam nadzieję, że Susan i jej przyjaciele przypadna WAM wszystkim do gustu : )
A co do pytania czy to Susan skoczyła to powiem szczerze, że trochę się mylisz... Spójrz na datę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nat
Założycielka



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 402
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Wto 14:24, 01 Maj 2012    Temat postu:

Wiem, że data, ale ona miała wrócić, to mnie zmyliło

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czaarna.
Vampire Hunter



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: osw

PostWysłany: Wto 15:25, 01 Maj 2012    Temat postu:

ROZDZIAŁ II
Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie. Nie, dzisiaj nie było GO w kuchni. Był w Mediolanie na jakimś stażu. Krzysiek ćwiczył karate już jak się poznaliśmy, a poznaliśmy się jakiś czas temu. Chodzimy razem do jednej klasy odkąd przeprowadziłam się tutaj z Krakowa czyli od pierwszej klasy gimnazjum.
Na śniadanie miałam tosty z serem, które co jakiś czas popijałam herbatą z miodem.
- Nie jedz tak szybko bo cie będzie brzuch bolał – powiedziała mama wręcz rozkazującym tonem.
- No wiem, wiem. Dzisiaj przychodzi ta Nowa. Wiesz, ta Katherine… - oznajmiłam znacznie spokojniejszym głosem.
- Tak. Mówiłaś mi o tym już z tysiąc razy - powiedziała mama ze sztucznym uśmiechem. -Bądźcie dla niej mili, dobrze wiesz jak ciężko być nową w klasie, szkole, mieście…
- Tak, bo ja o tym wiem najlepiej.
W szkole wszyscy czekali aż zjawi się Katherine. Dziewczyny zachowywały się jak prawdziwe „damy” a chłopcy z mojej klasy co przerwę chodzili do łazienki i sprawdzali jak wyglądają. Nowa miała przyjść na lekcje na 10:00 bo wcześniej musiała załatwić coś u dyrektorki.
Ostatnie minuty techniki chłopacy spędzili na… poprawianiu swojego ubrania i włosów. Przyznaję, to było dziwne. 9:45 – dzwonek. Wszyscy wybiegli z klasy, rzucili plecaki pod salę 114 i pobiegli pod gabinet dyrektorki by przywitać się z nową koleżanką. Kręcili się tam i wygłupiali prawie przez 10 min ( długa przerwa ). Nagle klamka poszła w dół i … z gabinetu wyszła dziewczyna o długich, lekko kręconych, rudych włosach i bursztynowych oczach. Miała skórę o barwie kości słoniowej a jej czerwone usta wykrzywione były w lekki uśmiech. Ubrana była w kremową sukienkę do kolan przepasaną złotym pasem, czarne legginsy i złote baletki na lekkim obcasie. Przewyższała mnie trochę ale to z pewnością wina tych niskich obcasów. W każdym razie wszystkich zamurowało. Chłopacy wpatrywali się w nią jak w obrazek a dziewczyny nie wiedziały jak się zachować by nie wyjść na idiotki. Z resztą, nie dziwiłam się im. Sama byłam oczarowana urodą i gracją z jaką Nowa przekroczyła próg gabinetu dyrektorki. Zauważyłam jednak zakłopotanie na jej twarzy… No tak, wszyscy przeszywali ją wzrokiem od złotych baletek po biały kwiat we włosach. Najwyższy czas się odezwać.
- Hej. Jestem Susanna Russel ale możesz mówić na mnie Susan – powiedziałam i wyciągnęłam rękę w jej stronę.
- Cześć. Piękne imię, skąd pochodzi? Ja nazywam się Katherine Chartier ale mów mi Kath – odpowiedziała z wyraźnym francuskim akcentem uśmiechając się przy tym szeroko i uścisnęła moją dłoń.
- Mama powiedziała, że to imię było mi przeznaczone. Cokolwiek miała na myśli… To jest twoja nowa klasa– pokazałam na resztę. - Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba. Masz już nasz plan?
- Tak. Teraz mamy… - zerknęła na kartkę, którą właśnie trzymała w ręku – chemię – powiedziała i uśmiech zszedł z jej twarzy.
- Co? Nie lubisz chemii? – zapytałam.
- No, trochę.
- No to jesteśmy dwie – oznajmiłam z wyraźnym uśmiechem, który chwilę później zagościł na jej nieskazitelnej twarzy.
Chemia była luźna - pani Jagrad nie było i mieliśmy zastępstwo z panem Andrzejewskim od WF. Reszta lekcji również przeminęła jak gdyby nigdy nic. Na prawie wszystkich lekcjach siedziałam z Kath. Tylko nie na geografii, bo pani nie pozwala dziewczyną siedzieć razem. Po lekcjach zaprowadziłam Nową do jej szafki, która była w niewielkiej odległości od mojej. Zostawiłam większość książek i wyszłam ze szkoły.
- Gdzie mieszkasz? – spytała.
- Niedaleko. 20 min drogi piechotą – odpowiedziałam. – A ty ?
- Ja mieszkam… przy ulicy Andersena 34 – powiedziała z lekką niepewnością.
- To bardzo blisko mnie. Idziemy razem ?
- OK.
Droga z Katherine nie jest wcale nudna. Dziewczyna opowiedziała mi o wielu różnych, ciekawych rzeczach. Między innymi o tym, że w poprzedniej szkole uczyła się wielu języków. Jej poprzednia szkoła mieściła się we Francji, stąd też moja nowa koleżanka pochodzi.
- Brr. Zimno się zrobiło, prawda ? – zauważyła Kath.
- Tak, rzeczywiście jakoś chłodno – odpowiedziałam i potarłam dłoń o dłoń.
Spojrzałam na niebo i zauważyłam, że słońce zniknęło gdzieś za chmurami. Ze względu na to, że szłyśmy blisko siebie poczułam, że Kath przeszedł lekki dreszcz po czym natychmiast się zatrzymała. Na początku myślałam, że to ze względu na pogodę ale gdy zobaczyłam jej twarz od razu się rozmyśliłam. To był strach zmieszany z niedowierzaniem. Wpatrywała się w jeden punkt na drodze klnąc przy tym po francusku. Gdy odwróciłam głowę by podążyć za jej wzrokiem skamieniałam…
- Kogo ja widzę. Czy to nie moja droga Katherine?
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Drogę zastąpił nam bowiem bardzo wysoki brunet z czarnymi niczym węgiel oczami. Skórę miał nienaturalnie bladą, wręcz kredową. Jego usta były cienkie i miały lekko sinawy odcień. Był przystojny, przyznaję choć w trochę dziwny, tajemniczy sposób. Uśmiechał się lecz uśmiech miał bardzo sztuczny, nie szczery. Stał tak i wpatrywał się prosto w Katherine. Zdawałoby się, że nawet mnie nie zauważył.
- Rupert! – krzyknęła z przerażeniem Kath. – Czego chcesz ?!
- Nic, chciałem tylko pogadać – powiedział z mroczną kpiną w głosie. – Gdy widzieliśmy się ostatni raz bardzo miło nam się rozmawiało. Zapomniałaś?
- Jak mogłabym zapomnieć? – odpowiedziała spokojnie lecz widać było, że jest przerażona. – Są dni i ludzie, których się nie zapomina.
- Tak sobie pomyślałem… Może dokończymy tamtą rozmowę. Na czym to my skończyliśmy? A tak… - powiedział i rzucił w Kath nożem, który po prostu pojawił się znikąd.
Katherine odepchnęła mnie na bok z taką siłą, że odleciałam chyba na 5 metrów a sama zrobiła unik w drugą stronę. To co działo się dalej było nie tyle dziwne co fascynujące. Kath rzuciła się na Ruperta i powaliła go na ziemię. Podbiegła do mnie i złapała za rękę. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo chwilę później znalazłyśmy się w kompletnie innym miejscu. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam na około siebie las. Biegały w nim dzikie zwierzęta i latały kolorowe ptaki. W powietrzu unosiła się woń kwitnącego kwiecia a pod stopami czułam lekki i wilgotny mech. Nie wiem dlaczego, ale moje trampki zniknęły a ja stałam tam bosa, w białej, poszarpanej sukience. Z każdej strony dobiegały mnie odgłosy różnych zwierząt i piękny, harmoniczny śpiew ptaków. Co jakiś czas przede mną przelatywał jakiś piękny motyl a lisy, króliki i inne mniejsze zwierzęta ani trochę nie bały się podejść bliżej. Tam było naprawdę przepięknie.
- Gdzie my jesteśmy? Co tu się dzieje? Kto to był? Dlaczego on…- chwila zastanowienia. – Dlaczego on chciał cie zabić ?!
- Uspokój się. Jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego ale…
- Ale co? Dlaczego nie możesz mi powiedzieć, czemu przed chwilą jakiś dziwny facet rzucał w ciebie nożem a teraz go nie ma? I gdzie my właściwie jesteśmy ?! – krzyknęłam.
- Bo jeśli ci powiem to Rada mnie zabije, nie rozumiesz ?! Sam fakt, że tu jesteśmy, pomimo tego, że nie mam zielonego pojęcia jak tu się znalazłyśmy skazuje mnie na wygnanie więc daj mi się skupić, dobra?
-Nie Katherine, nie rozumiem. Wytłumacz mi proszę bo chyba zaraz tu zwariuję!!!
Byłam przerażona. Nie wiedziałam gdzie jestem i dlaczego się tu znalazłam. Chciałam tylko zrozumieć…
- Ten człowiek.. On… Jest bardzo, bardzo zły. Nie wolno ci z nim rozmawiać. Jak go gdzieś zobaczysz to uciekaj najdalej jak się da.
- Dlaczego? – dopytywałam.
- Nie ważne. Ale obiecaj mi, że tak zrobisz – powiedziała Kath z pełną powagą.
- Dobra, będę na niego uważać – potwierdziłam od niechcenia.
Pstryk. Otworzyłam oczy. Leżałam w swoim łóżku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nat
Założycielka



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 402
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecinek

PostWysłany: Wto 15:51, 01 Maj 2012    Temat postu:

Bardzo ciekawe. Rzadko kiedy ktoś pisze coś takiego, gdzie ludzie mieszkają w Polsce, za co plus. Historia mnie zainteresowała, a Katherine zafascynowała, aczkolwiek wydaje mi się, że trochę za szybko akcja się rozwija. Mam nadzieję, że napiszesz coś więcej o Katherine itp. Czekam na ciąg dalszy. A tak się spytam, ile książka ma rozdziałów? Jeszcze jedna mała uwaga, trochę za szybko dodajesz wg. mnie, bo ludzie wolą jak się ich podsyca

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czaarna.
Vampire Hunter



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: osw

PostWysłany: Wto 16:01, 01 Maj 2012    Temat postu:

O tym, że za szybko dodaję, bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, ale przez najbliższe parę dni może mnie nie być a tu chce tak trochę na zapas.
Akacja szczerze mówiąc jeszcze się nie rozwinęła i jak na razie zapoznaję Was tylko z bohaterami... A Susan musiała tak szybko się dowiedzieć, że "coś tu nie gra", ponieważ bardzo potrzebowałam jej już wiedzącej w następnych rozdziałach.
A co do Polski, to dziękuję bardzo. Kocham nasz kraj jeszcze bardziej niż Francję. Właśnie w tych dwóch państwach będzie rozgrywać się akcja książki : D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czaarna.
Vampire Hunter



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 540
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: osw

PostWysłany: Pią 23:41, 04 Maj 2012    Temat postu:

Rozdział III
To tylko sen – pomyślałam i zeszłam na dół.
- Nie słyszałam jak przyszłaś. O której wróciłaś? – spytała mama podejrzliwie.
- Eee. Nie wiem, nie patrzyłam na zegarek – skłamałam. Tak naprawdę nie pamiętam, żebym wracała do domu. Na dodatek strasznie bolała mnie głowa. Jeszcze ten dziwny sen.
- Słuchaj. Tutaj zostawiam ci pieniądze - powiedziała mama wskazując na 50 złotowy banknot leżący na chlebaku – a lodówka jest pełna. Tylko nie zrób bałaganu, dobrze ?
- Dobrze, ale… Wyjeżdżasz gdzieś ? – spytałam.
- Tak. Nie pamiętasz ? Mówiłam ci o tym wyjeździe już od dwóch tygodni. Jadę na weekend z Maćkiem w góry. Wracam w niedzielę w nocy, a najpóźniej w poniedziałek rano. Jak wrócę ma być porządek i lekcje mają być odrobione. Zrozumiano?
- Oczywiście, generale! – zaśmiałam się . Maciej lub może raczej Pan Maciej to nowy chłopak mamy. Odkąd mój tata nas zostawił mama nie miała nikogo. Fajnie, że znalazła sobie kogoś.
- To ja idę się ubrać bo zaraz przyjedzie po mnie Maciek. A ty masz jakieś plany na weekend ?
- Tak. Zrobię największą imprezę w historii, potem okradniemy bank a następnie rozbiorę się na dachu ratusza i zacznę tańczyć Makarenę…
- Co proszę?
- Będę się uczyć, matko.
Nie minęło 15 min jak pan Maciej podjechał pod dom. Krótkie „baj, baj” i pojechali. Poszłam na górę się ubrać i włączyłam laptopa. Włączyłam muzykę i zaczęłam odrabiać lekcje. Nie miałam dużo zadane więc miałam czas na to by poczytać trochę dowcipów i tekstów piosenek. Potem porozmawiałam trochę z ludźmi i nim się obejrzałam minęło już całe przedpołudnie. Pomyślałam o jakimś obiedzie gdy rozległo się pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół. Gdy otworzyłam drzwi byłam mile zaskoczona, bowiem w drzwiach stała wysoka, rudowłosa dziewczyna – Katherine.
- Cześć Susan. Przepraszam, że tak wcześnie ale musimy pogadać – powiedziała i weszła do środka.
- Heej Kath. Co się stało? – spytałam lekko rozkojarzona.
- Jaa… Nie wiem jak ci to powiedzieć… - kręciła.
- No, wyduś to z siebie – powiedziałam z uśmiechem. Jednak z jej twarzy powaga nie zeszła ani na chwilę.
- To co się stało. To nie był sen. To działo się naprawdę. To nie był przypadek, że ty tam byłaś. Teraz już wszystko rozumiem.
- Ale co? O co ci chodzi? – dopytywałam ze zdziwieniem.
- Jesteś Aniołem Lasu, moja droga – wypowiedziała te słowa z takim spokojem i rozwagą jakby to było coś bardzo oczywistego lecz na swój sposób nadzwyczajnego.
- Czym jestem?
- Elfem.

Nie mogłam uwierzyć w te słowa. To było dziwne. Na początku myślałam, że ona postradała zmysły ale po wczorajszych wydarzeniach zwątpiłam. Czy to mogła być prawda? Czy Elfy… tzn. Anioły Lasy istnieją naprawdę? Jestem inna?
- Jak... jak to możliwe? Żarty sobie ze mnie robisz czy co? - dopytywałam z uśmiechem.
- Wczoraj, gdy cie dotknęłam chciałam teleportować się do mojego domu a za to znalazłyśmy się w lesie i to nie byle jakim lesie. W Lesie Elfów. Wytłumaczysz mi to? Albo to, że gdy próbowałam cie odepchnąć poczułam taką energię, że aż mnie zniosło?
- Myślałam, że ty zrobiłaś unik czy coś takiego – odparłam niepewnie.
- Nie. To był zwykły nóż. Byłabym w stanie go zatrzymać jednym ruchem ręki ale ty mnie odepchnęłaś… Nie ma innego wyjaśnienia. Całą noc siedziałam w książkach i udało mi się wygrzebać ze strychu TO – wypowiadając te słowa wyciągnęła z kieszeni cudowny medalion. Był to mały kamień owinięty srebrną lilią zawieszony na srebrnym łańcuszku. – Jeśli się zaświeci jesteś Aniołem Lasu. Jeśli nie …
-To co??? – spytałam.
- To… w książce było napisane „Wtedy pochłonie całe dobro z nosiciela i zmieni go w demona, który nic nie czuje i nie widzi, nic po za złem” – powiedziała i już chciała zawiesić mi medalion na szyi lecz zawahała się. – Za każdym razem gdy zdradzałam komuś ten sekret, że istnieje inny świat, w którym żyją „inni” ludzie ten ktoś panikował. Nie dowierzał mi. Udawał, że nie słyszy. Ty jednak, przyjęłaś to do wiadomości… Tak po prostu. Dlaczego ?
- Ja, nie wiem. Naprawdę – odpowiedziałam speszona.
Nie czułam nic, strachu, złości a nawet radości, fascynacji. Po prostu pogodziłam się z tym, że moje życie diametralnie się zmieni. To było dziwne. Katherine nie dała mi jednak dużo czasu do myślenia, gdyż chwilę później zawiesiła mi medalion na szyi… Na początku poczułam dziwne ciepło gdzieś tam w środku, potem zaczęło mi się kręcić w głowie… Straciłam przytomność.
- Co… co się stało ? – powiedziałam po przebudzeniu.
Wciąż leżałam na podłodze jednak coś się zmieniło. Wszystko było inne. Miałam wrażenie, że słyszę co dzieje się po drugiej stronie ulicy, podłoga była zimniejsza niż zwykle a dywan bardziej miękki. Wdychane przeze mnie powietrze miało słodki smak a wszystko pachniało jakby ostrzej. Kolory były żywsze a ruch płynniejszy. Nie... nic nie było inne. Wszystko było po prostu lepsze.
- Dokonała się przemiana. Jak się czujesz ? – spytała Kath z uśmiechem na twarzy.
- Inaczej. Lepiej. Mam wrażenie, że wszystko było martwe a teraz… a teraz żyje.
- Tak. To wspaniałe uczucie, prawda? Jak… jak to jest czuć taką moc? Falę energii regularnie przepływającą przez twoje ciało? – dopytywała Katherine.
- Ja… nie wiem, nie potrafię tego opisać. Coś jakby … Takie miłe mrowienie na całym ciele – miałam wrażenie, że moja krew stała się szybsza i cieplejsza. Wszystko takie było. Szybkie i ciepłe.
- Musimy już iść. Nie możemy tu zostać… on pewnie zaraz tu będzie – jej twarz znów zapełniła się powagą.
- Kto ? – spytałam.
- Ja.

On tam był. Stał w drzwiach ale... nie mógł wejść do środka. Nie wiem dlaczego...
- Cóż za miłe spotkanie, nie prawdaż Rupercie? Stoisz sobie właśnie tam. Na dworze. A ja, stoję tu. W domu. Nie masz mi czym zagrozić – powiedziała pewnie Katherine.
- Może i nie. Ale ja tu poczekam. Mogę czekać nawet do wieczora – powiedział z takim dziwnym optymizmem w głosie. – A ty już dobrze wiesz co stanie się w nocy…
Katherine nagle zrzedła mina. Zrobiła się nie tyle smutna co przestraszona.
- Co? Co się stanie w nocy? – dopytywałam. – Coś ze mną?
- Nie. Ze mną – powiedziała i odwróciła wzrok.
- No. Może powiesz naszej kochanej Elfce kim lub może raczej CZYM jesteś ? – zaśmiał się szyderczo. – Niech dowie się kto jej „pomaga”.
Dobra, to było dziwne. Nie dość, że Rupert wiedział, że jestem Elfem lub może raczej Elfką to na dodatek Katherine miała jakąś mroczną tajemnicę, którą bała się mi wyjawić. I dlaczego tak dziwnie zaakcentował „pomaga” ?
- Pogubiłam się trochę… Co się dzieje? – spytałam – Katherine, jeśli jest coś co chciałabyś lub powinnaś mi powiedzieć, to wiec, że jestem osobą godną zaufania. Zwłaszcza teraz…
- Ja… ja jestem.. – jąkała się jakby bała się nawet samych słów, które właśnie miała wypowiedzieć.
- No mówże kobieto! – wydarł się Rupert.
- Nie pomagasz – skarciła go Kath. – Jestem Demonem Nocy.
- Czym ?!
- Pozwól, droga istoto lasu , że ci to wytłumaczę – powiedział lub może raczej wyrecytował Rupert, naprawdę zaczął mnie już troszkę wkurzać. - Demony Nocy to coś w rodzaju strażnika ludzi, samotnego Łowcy. Chronią ludzi przed wampirami, by te znowu ich nie zabijały.
- Więc co w tym złego? – spytałam.
- To, że co noc muszę się kontrolować, by chroniąc ludzi ich nie skrzywdzić. Widzisz, Susan. Nie zawsze byłam taka jak teraz. Nie zawsze byłam „Katherine Chartier”. Kiedyś nazywałam się Jacqueline Kahret. Urodziłam się bardzo, bardzo dawno temu. Moja matka była Czarownicą a ojciec był wojownikiem. Pewnego razu przyszła do mojej matki kobieta, poprosiła o wróżbę. Moja mama spełniła prośbę jednak gdy tylko dotknęła jej ciała zobaczyła przed oczami straszne rzeczy, których sprawczynią była właśnie ta kobieta. Zawołała więc mego ojca i kazała mu wyrzucić tę kobietę za próg. Powiedzieli strażą, że kobieta ta jest poganką i, że mają spalić ją na stosie. Głupcy. Gdyby wiedzieli kim ona była – tutaj Katherine zamilkła a oczy zrobiły się szklane.
Podeszłam do niej i pociągnęłam ją, żeby usiadła na kanapie. Podałam jej chusteczkę a ona z uśmiechem ją przyjęła i wytarła oczy. Spodziewałam się, że rozmaże przy tym jakiś tusz ale nic się nie stało. Jej długie, grube rzęsy były naturalne…
- Opowiadaj dalej – poprosiłam. Zauważyłam też, że Rupert słucha uważnie jak gdyby słyszał tą opowieść pierwszy raz.
- Kobieta ta powiedziała jednak, że się zemści, że przyjdzie dzień, w którym zapłacą za to co jej zrobili. Moi rodzice nie przejęli się zbytnio. A przynajmniej nie wyglądali na takich co się przejmują. Miałam wtedy tylko 10 lat. Co ja mogłam wiedzieć o problemach ludzi starszych ode mnie – uśmiechnęła się lekko lecz uśmiech zaraz zniknął z jej twarzy. - Spalanie na stosie to wielka chwila dla osady. Wszyscy schodzili się wtedy na rynek i oglądali to wydarzenie. Mama nie chciała iść ale ja nigdy nie widziałam palącej się wiedźmy. Tak bardzo chciałam to zobaczyć. Poszliśmy. Wszyscy razem. Ceremonia wyglądała tak jak w filmach. Kobieta przywiązana była do wielkiej belki a wokoło niej było pełno drewna i igliwia. Byłam zafascynowana. Kobieta mówiła coś w dziwnym i niezrozumiałym dla mnie języku. Jednak gdy podeszliśmy trochę bliżej zesztywniała i ucichła. Obróciła głowę w naszą stronę i powiedziała: „Wy! To przez WAS tu jestem. To WASZA wina. Zapłacicie za to.” Wtedy strażnik podłożył ogień i wszystko stanęło w płomieniach… „ Przeklęci niech będą Ci, którzy wkroczyli na drogę, z której nie ma już odwrotu. Niech opętają was najgroźniejsze demony a życie wasze niech przypomina męki piekielne a dusze wasze niech potępione będą bo ja jestem Pani wasza wy słudzy moi!!! Czyńcie pokłony!!!”. Po tych słowach nagle zniknęła – pogrążała się Kath. - Jednak nie na długo. Nie minęła chwila a już stała przy moich rodzicach z nożem w ręku. Na własne oczy widziałam jak podcinała mojemu ojcu gardło. Jednak dla mojej mamy przygotowała coś gorszego. Wygasiła palenisko i przywiązała ją do belki. Krzyczałam, błagałam by ktoś jej pomógł. Jednak wszyscy się bali. Stali jakby zapuścili korzenie i wpatrywali się jak ta Wiedźma podpala stos, na którym była moja matka. „ Niech będzie potępiona !!!” - krzyczała jak jakaś psychopatka. „Nie martw się córeczko, wszystko będzie dobrze” - Powiedziała do mnie mama i zaczęła mówić coś w tym samym języku co tamta kobieta. Poczułam coś dziwnego. Jakby gotowało się we mnie a potem… potem upadłam. Nie mogłam się ruszać, nic nie widziałam, ale słyszałam krzyk, słyszałam śmiech, słyszałam wszystko. Im bardziej bolało tym lepiej słyszałam. Powoli zaczynałam rozumieć co mówi moja mama. Sprawiało jej to coraz to większy ból. „… powstań o wielka i potężna Bogini, ratuj swe dziecko przed czeluściami. Spraw by żyła wiecznie. Nakarm ją swoim Nektarem Życia. Niech będzie błogosławiona. Oddaje moje życie w zamian za jej. Spraw by jej dusza by jej ciało było nieśmiertelne.” Cisza. Wszystko ucichło. Obudziłam się gdy zapadła noc. W moim domu, na moim posłaniu. Pobiegłam do pokoju rodziców. Nie było ich tam. Pobiegłam do jadalni. Siedziała tam jakaś kobieta. Wyglądała na, nie wiem, 20 lat ? „ Kim jesteś?”, „Gdzie są moi rodzice ?”. Dopytywałam ze łzami w oczach.
„ Nie żyją. Przykro mi. Ja jestem Sheila. Twoja mama mnie wezwała. Pamiętasz ? Pomogę Ci” – tymi słowami Katherine zakończyła swoją opowieść.

Wszystkie informacje dochodziły do mnie dopiero po jakimś czasie. To co przeszła Katherine czy może raczej Jacqueline… Sama nie wiem. Myślałam, że życie w świecie, w którym „nic nie jest normalne” jest świetną zabawą a tu dowiaduję się czegoś… czegoś czego moja wyobraźnia i moje emocje nie pojmują. Czułam się obco we własnej skórze. Niczego już nie rozumiałam.
- Kath… Wszystko dobrze? – spytałam. – Mogę ci jakoś pomóc?
Rudowłosa dziewczyna siedziała na podłodze podparta o ścianę z zamkniętymi oczami. Łzy leciały jej strumieniem a oddech był przyśpieszony. Nie wiedziałam jak jej pomóc. Nie wiedziałam co mam robić.
- Nie. Zostaw mnie – powiedziała i odepchnęła mnie od siebie. Potem wstała przetarła powieki i spojrzała na mnie. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie widziałam. Jej oczy były czerwono- czarne i płoną w nich ogień. Nie, oczy nie płonęły. Małe płomyczki miała w oczach zamiast tęczówki. To było dziwne ale zarazem fascynujące.
- Ja. Muszę już iść… Robi się późno – mówiąc to skierowała się do drzwi.
- Stój! Czekaj! Mam tyle pytań… Nie dokończyłaś historii. Co było dalej ? Kim była Sheila? Kim była ta kobieta? Kim była twoja mama? Co ona ci zrobiła ???
- Moja mama była czarownicą! A tamta kobieta… Moja mama zobaczyła ją bawiącą się w ogniach piekielnych. Widziała, jak TAMTA KOBIETA zabijała mnie! Moja mama zobaczyła przyszłość! To ja miałam wtedy spłonąć! W ostatniej chwili miałyśmy zamienić się ciałami by moja matka mogła zobaczyć jak umieram! Ona… ona poświęciła się by mnie ratować. Wypowiedziała specjalne zaklęcie, które sprawiło, że wstawiła się za mnie. Gdy ktoś wypowie magiczne słowa wstawiennictwa umiera za ciebie. A ty zmieniasz się w Demona Nocy. Ostatkiem sił oddała mi wszystkie swoje moce i wybłagała Boginię Ayrashi by mnie wzięła pod swoją opiekę. Sheila to jest… to była moja mentorka. To chciałaś wiedzieć? To? Chcesz wiedzieć dlaczego jestem Demonem Nocy? Demonem Nocy zostaniesz tylko wtedy gdy za ciebie ktoś zginął a ty chcesz to odpokutować! Za mnie moja mama zginęła. To moja wina. To wszystko moja wina – powiedziała po czym rozpłakała się Kath. Nie wiedziałam jak się zachować. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam kiedy Rupert zniknął.
- Idź już. Musisz odpocząć. Nabrać sił. I pamiętaj. To nie twoja wina. Nie musisz się obwiniać. Nie ma sensu. To się już zdarzyło. Nie rozdrapuj starych ran. Tak będzie lepiej -zaproponowałam. Wiem, źle się zachowałam. Doprowadziłam ją do płaczu a nawet histerii. Zastanawia mnie tylko jeszcze jedna rzecz…. Dlaczego dyrektorka kazała nam nie pytać się o jej rodzinę? Wiedziała o tym co zdarzyło się naprawdę, czy Katherine opowiedziała jej jakąś bajeczkę…? Kath poszła do domu. Nie wiem czy rzeczywiście do niego poszła ale przynajmniej tak powiedziała. Znam już całą jej historię, a przynajmniej jakąś jej część no bo w końcu nie powiedziała mi jeszcze jak to się stało, że teraz jest dobra i kim tak naprawdę jest Rupert. To był naprawdę emocjonujący dzień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.tvdthevampirediaries.fora.pl Strona Główna -> Dla pisarzy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1